Rogów i Lipce
Ciuchcią na spotkanie z Chłopami
12 października 2018r. w ramach projektu „Sacrum i Profanum 2018” współfinansowanego ze środków Zarządu Województwa mazowieckiego zwiedzaliśmy Rogów i Lipce Reymontowskie.
Są takie miejsca gdzie czas się zatrzymał. Od dziesiątek lat nic się nie zmienia, a zamiast rozwoju jest zastój. Są też takie miejsca, które ciągną za sobą historię, są unikatowe na skalę kraju, a grupy pasjonatów robią wszystko, aby tchnąć w te miejsca drugie życie. Taka jest właśnie Kolej Wąskotorowa Rogów-Rawa-Biała, która jest najdłuższą koleją wąskotorową w Polsce biorąc pod uwagę długość dostępnych torów (całość ma 49 kilometrów). To tutaj można się poczuć jakby czas stanął w miejscu. Przed całkowitym zniszczeniem kolej uratowała Fundacja Polskich Kolei Wąskotorowych (FPKW) i Starostwo Powiatowe w Rawie Mazowieckiej, a trasa została ponownie uruchomiona w 2003 roku. Obecnie przejazd koleją wąskotorową uchodzi za jedną z najciekawszych atrakcji turystycznych w województwie łódzkim. W muzeum znajdują się zabytkowe jednostki, począwszy od lokomotyw, poprzez wagony, parowozy, pług śnieżny, a na ambulansie pocztowym z 1930 roku kończąc. Niektóre maszyny są już mocno nadgryzione przez ząb czasu, a niektóre wyglądają jakby zaraz miały ruszyć w drogę. Do wielu z nich można wsiąść do środka, przejść się starymi wagonami, obejrzeć oryginalne wyposażenie i oznaczenia, czy zobaczyć jak wygląda perspektywa maszynisty. Kiedy już to wszystko obejrzeliśmy usłyszeliśmy gwizdek i poczuliśmy mocne szarpnięcie, które sygnalizowało , że właśnie ruszamy w podróż do Jeżowa. Droga przebiegła płynnie, wśród pól i małych miejscowości. Początkowo bardziej byliśmy zainteresowani samym wagonem niż okolicą, z czasem jednak coraz więcej uwagi skupialiśmy na otaczających nas terenach głownie rolniczych i leśnych. Od czasu do czasu słychać było jedynie gwizd ostrzegający dla samochodów. Na stacji w Jeżowie czekały na nas kiełbaski i gorąca herbata. Pól godziny postoju i odpoczynku przy ognisku minęło jak z bicza strzelił i trzeba było wracać bo już czekały na nas Lipce Reymontowskie.
„Dzień zrobił się był jak i wczorajszy, śliczny, słoneczny i prawdziwie październikowy. Wiater jeno przyszedł baraszkujący i swywolił po polach…”
Pogoda panowała niemal identyczna do tej opisanej w” Chłopach”, gdy wjeżdżaliśmy pomiędzy pierwsze zabudowania Lipiec Reymontowskich. Niewielka wieś położona przy trasie kolei warszawsko-wiedeńskiej przez trzy lata gościła polskiego noblistę, kiedy ten pracował na stanowisku pomocnika dróżnika. Niezbyt wysoka ranga, lecz w tamtych czasach, każda praca na kolei nobilitowała. Co prawda Reymont „Chłopów” napisał podczas pobytu w Paryżu, a opisy nie do końca pokrywają się z topografią Lipiec, lecz wieś niezwykle umiejętnie wykorzystuje markę pisarza. Muzeum zajmuje dwie izby, ale atrakcji jest więcej. W podwórzu zachowała się niewielka manufaktura włókiennicza, w której niegdyś szyto słynne łowickie pasiaki. Przetrwało całe wyposażenie, łącznie z maszyną parową. Odnowione przed kilku laty pomieszczenia lśnią czystością. Niestety, maszyny zostały wyeksponowane w sposób typowo muzealny, czyli każda osobno, niezwykle trudno sobie wyobrazić, jak wyglądał dawny proces produkcyjny. Na tyłach manufaktury utworzono miniskansen – dwie chałupy, pomieszczenia gospodarcze i kapliczka z Matką Boską z Lipiec. W takich obejściach zapewne żyli bohaterowie „Chłopów”. Jednak to nie pamiątki po nobliście są pierwszym widokiem, jaki rzuca się w oczy przyjezdnemu. Niechybnie dostrzeże on lufy dwóch czołgów wyzierające zza węgła drewnianej chałupy. Zapewne po chwili zauważy też kilka armat oraz samolot MIG ukryty wśród krzewów na sąsiednim podwórzu. Ten niespotykany, jak na wiejskie standardy widok, Lipce zawdzięczają Jerzemu Murgrabii, dyrektorowi prywatnego Muzeum Czynu Zbrojnego, które zwiedziliśmy z wielką ciekawością.
A później to już tylko pyszny obiad w Karczmie u Boryny i powrót do Warszawy. Szkoda, że to była nasza ostatnia wycieczka w tym sezonie. Ciekawe gdzie nas zaniesie za rok.