4 czerwca 2009 – Złoty lot do Brukseli
160 Warszawiaków przebranych w złote kombinezony obchodziło 20 lat wolnej Polski w Brukseli – stolicy Unii Europejskiej. To kolejny projekt Pawła Althamera, do udziału w którym zaprosił „Grupę Nowolipie”. Kolejny (po locie dwupłatowcem nad Warszawą), w którym symbolicznie i dosłownie wzlecieliśmy ponad codzienność…
Kolejny, w którym ważną rolę pełnił kostium – jednakowy dla wszystkich (nawet najmniejsze dzieci ubrane były w złote kombinezony), symbolizował jedność i równość w działaniu. Uniform sprawiał, że nikt nie był ważniejszy czy „lepszy” – każdy był ważny, każdy był jednocześnie uczestnikiem, odbiorcą, ale przede wszystkim współtwórcą dzieła pod nazwą „Wspólna sprawa”. W tworzeniu tego dzieła wzięły udział cztery osoby z Grupy Nowolipie – koła Oddziału Warszawskiego PTSR. Jako członkowie koła spotykamy się w Ognisku Artystycznym Nowolipki, gdzie pod kierunkiem Pawła Althamera realizujemy różne artystyczne projekty (dzięki współpracy z Pawłem i Fundacją Galerii Foksal wystawialiśmy nasze prace w galeriach Europy i USA), a także spełniamy swoje marzenia: wyjazdy na plenery, lot dwupłatowcem, planujemy też kolejne loty ( m.in. balonem i dwupłatowcem na Ukrainę). Złoty lot był dla nas szczególny. Byliśmy na równych prawach z innymi uczestnikami lotu. Dla osób z naszej Grupy, szczególnie tych na wózkach, było to nie lada wyzwanie (pomimo udogodnienia w postaci specjalnego samochodu dla nich).
Zbiórka wczesnym rankiem (5.00), potem długa odprawa, lot pomalowanym specjalnie na tę okazję na złoto boeningiem, cały dzień intensywnych przeżyć, emocji, ciągłe przemieszczanie się, mnóstwo wrażeń, powrót późnym wieczorem (po 21.00), wszystko to sprawiło, ze nawet zdrowi i młodzi odczuwali trudy wyprawy – byli znużeni. Wydawało się, że tym bardziej odczują to osoby chore. Okazało się, że owszem, zmęczenie było, jednak niecodzienność zdarzeń, pozytywne emocje, adrenalina, sprawiły, że nie odczuwaliśmy go tak bardzo.
A wrażeń było mnóstwo. Najpierw wycieczka do Atomium – kosmiczna wystawa i my w złotych kombinezonach poczuliśmy się tam jak na właściwym miejscu – byliśmy u siebie. Zresztą wrażenie to towarzyszyło nam przez cały czas. Uczestników wyprawy, ubranych w złote stroje, było tak dużo, że wszędzie, gdzie się pojawialiśmy, rzucaliśmy się w oczy. Mieliśmy wrażenie, że „nasi” są wszędzie. Pojawiliśmy się chyba we wszystkich ważnych miejscach Brukseli: nie zabrakło nas przed budynkami Parlamentu Europejskiego, Komisji Europejskiej i innych ważnych instytucji. Na placu przed gmachem Komisji Europejskiej niespodzianka – polscy pracownicy instytucji europejskich skrzyknęli się przez internet i przyszli nas powitać. Kilkaset osób ubranych w jednakowe koszulki z napisem „4 czerwca” i my w złotych skafandrach, razem śpiewamy „sto lat”, razem się cieszymy. Na tym placu naprawdę poczuliśmy, że ta symboliczna data – pretekst naszej wyprawy do Brukseli, jest rzeczywiście naszą wspólną sprawą. I że tak właśnie powinna być czczona – wspólnym świętowaniem. Krótka przerwa na piknik w jednym z parków Brukseli – czas na posiłek i chwilę odpoczynku. Potem znów zwiedzanie. Przez cały czas rozdajemy ulotki-naklejki z logo „Wspólna sprawa” i z napisem „Zaczęło się w Polsce”. Niektórzy wiedzą o co chodzi, większości tłumaczymy. Wszędzie spontaniczne, ciepłe, pełne zainteresowania reakcje. Ludzie pytają, zagadują, robią zdjęcia nam i sobie z nami, jest atmosfera fiesty. To sprawia, że czujemy się też wyjątkowo. I psychicznie, i fizycznie. Ja i Bożenka mamy za sobą kilometry na własnych nogach, ale nie czujemy fizycznego zmęczenia. Podobnie Ala i Józio, choć na wózkach, ale też od świtu w ciągłym działaniu. Jednak adrenalina sprawia, że czujemy się świetnie. Gdy samolot koło 21.00 ląduje na warszawskim Okęciu, jestem pełna wrażeń i szczęśliwa.
Następnego dnia, jak co piątek, spotykamy się na Nowolipkach. Opowiadamy o locie, oglądamy zdjęcia, dzielimy się wrażeniami. Na obiad postanawiamy pójść w złotych skafandrach. Spacer po Placu Bankowym wywołuje mieszane uczucia. W Brukseli nawet „sztywni” urzędnicy w swoich „mundurkach” byli spontaniczni, otwarci, ciekawi, pełni emocji, reagowali żywo. U nas – demonstracyjna obojętność – tak jakby ludzie w złotych skafandrach na ulicy byli czymś codziennym, oczywistym. Czy to spadek po „tamtych” czasach, kiedy lepiej było nic nie widzieć, nie wiedzieć, nie interesować się, czy też obawa przed narażeniem się na śmieszność – jakby zadziwienie czymś niezwykłym oznaczało przyznanie, że może czegoś nie wiemy, a to źle. Wracamy na zajęcia i z przyjemnością oglądamy zdjęcia i reportaże z lotu zamieszczone w prasie. Złoty lot na długo pozostanie w naszej pamięci.
Izabela Skonecka