Ten serwis wykorzystuje pliki cookies. Informacje zapisane w ciasteczkach są wykorzystywane w celach statystycznych, analizy ruchu i zapisywania ustawień. Dalsze korzystanie z serwisu z włączonym zapisem cookies oznacza zgodę na ich używanie i zapisywanie ich w Twojej przeglądarce. W ustawieniach przeglądarki możesz także zmienić ustawienia dotyczące cookies.

W kraju wina i czardasza

Pod koniec kwietnia grupa obieżyświatów chorych na SM, wybrała się z wizytą do kraju wina i czardasza czyli na Węgry.

Węgry okazały się  bardzo gościnnym krajem. Życzliwi ludzie, piękne zabytki, bajeczne widoki oraz niesamowita atmosfera wiosek i miasteczek tak niedaleko od Polski Na Węgrzech, w zależności od miejsca, czujemy się jak na Zachodzie Europy, by za chwilę  przenieść się w zamierzchłe czasy komunizmu.

Węgry pełne są niezwykle cennych zabytków architektonicznych, historycznych i przyrodniczych. Na listę UNESCO wpisane są zamki, twierdze, a także Budapeszt i jego panorama. W naszej wędrówce po węgierskich drogach przejechaliśmy setki kilometrów i zwiedziliśmy wszystko to, co warte zobaczenia w północnych Węgrzech.

Odwiedziliśmy:
– twierdzę Diosgynor, w której mieszkał nasz wspólny władca – Ludwik Węgierski,
– najpiękniejsze uzdrowisko Węgier – Lillafured – położone u brzegów górskiego jeziora Hamori, w samym sercu Parku Narodowego Gór Bukowych, ulubionym miejscu Wegrów na sesje ślubne (najpopularniejszym samochodem wiozącym nowożeńców jest nasza stara, dobra Warszawa),
– Gyongyos – miasteczko malowniczo położone u stóp górskiego pasma Matra,
– Eger, który słynie z produkcji aromatycznych czerwonych win oraz kąpieli w leczniczych basenach termalnych,
– Dolinę Pięknej Pani czyli mekkę smakoszy egerskiego wina, które leżakują w piwnicach wydrążonych w wulkanicznym tufie. W Dolinie tej zjedliśmy pyszną węgierską kolację na której nie zabrakło gulaszu, papryki, wina i tańców do muzyki na żywo.

Na naszym szlaku nie mogło zabraknąć Budapesztu – miasta pełnego pięknych kamienic, kościołów, placów, pomników i fontann. Szczególnie pięknie prezentuje się ze wzgórza Gellerta i statku płynącego po Dunaju. Ogromne wrażenie zrobił na nas budynek Parlamentu – olbrzymia budowla, a zarazem bardzo lekka poprzez swoją „koronkową” elewację. Budapeszt to miasto tętniące życiem, pełne turystów, małych czard (restauracji) i… samochodów.

W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o Szentendre. Szentendre nazywane jest najpiękniejszym małym miastem Węgier i jednym z najpiękniejszych w Europie Środkowej. To mekka artystów, mieszka ich tu kilkuset, tak samo jak kilkuset mieszkańców przyznaje się do narodowości… serbskiej. Życie płynie tu wolniej, smaczniej, milej i pewnie dlatego mieszkańcy Budapesztu uciekają tu w ciepłe wieczory lub na cały weekend.

Kolejny etap naszej podróży do Holloko czyli żywy skansen wsi palockiej. W pobielanych chatach zobaczyliśmy warsztaty tkackie i ceramiczne, spichlerze, kuźnie, karczmy. W niektórych można było kupić tradycyjne polockie koronki. Chętni mogli wdrapać się na Kruczą Skałę i podziwiać tamtejszą twierdzę.

W Tisza-tavi podziwialiśmy Okocentrum czyli ekosystem Cisy z największym w Europie akwarium słodkowodnym.

Ostatni dzień naszej podróży to Tokaj najsłynniejsze miasto winiarskiego regionu Węgier, który został wpisany na światowa listę dziedzictwa UNESCO. W najstarszej piwnicy winnej Węgier – Piwnicy Rakoczego poznaliśmy tajniki wyrobu i zdegustowaliśmy, jak mawiał Ludwik XIV „wina królów i króla wśród win” – Tokaju. Rozgrzani winem, w znakomitych nastrojach i planami przyszłorocznej wycieczki wracaliśmy do Warszawy. Tydzień naszego „włóczęgostwa” minął błyskawicznie i szczęśliwi, choć bardzo zmęczeni wróciliśmy do Polski. Jeszcze raz okazało się, że zgrana grupa esemowców może wszystko!

Dzięki świetnej organizacji, profesjonalizmowi i empatii pilotów, kierowcy i opiekunów, naszą wycieczkę możemy udać za w pełni udaną.

 

Małgorzata Kitowska


wróć